niedziela, 31 sierpnia 2014

wyzwanie

Dzisiejszy dzień minął całkiem dobrze. Celem był bilans minimalny, aby jutro mieć piękny, płaski brzuch. I udało się.

bulion rosołowy + parę klusek spaghetti 50 kcal
2 czarne kawy 20 kcal
1 zielona herbata 0 kcal
SUMA: 70 kcal





Jutro 1 wrzesień i 1 dzień nowego wyzwania (czyt. diety) 
DO DZIEŁA! 



Celem takie nogi:






sobota, 30 sierpnia 2014

nowe nawyki

Po głębszych przemyśleniach dochodzę do wniosku, że początek szkoły może wyjść na dobre. Będę zajęta, zmęczona i jedyne o czym będę myśleć to sen. A godzina snu spala ok. 70 kcal. Czyż nie cudownie? Więc nawet zbliżającym się wielkimi krokami roku szkolnym można dostrzec zalety.

W związku z tym, że będzie to aktywny czas nie będę mogła pozwolić sobie na dłuższe głodówki, mniej sił, znużenie i spanie pół dnia jak to się działo w wakacje muszę wprowadzić nowe nawyki:

1. Pić rano na czczo czarną kawę. 
2. Nie brać pieniędzy do szkoły, aby nie kusiły żeby wydać je na jedzenie. 
3. Jako drugie śniadanie brać tylko owoce/lub walfe ryżowe.
4. Ćwiczyć uczciwie na lekcjach wfu. Nie będzie szukania wymówki. 
5. Co tydzień robić powtórki z historii, ponieważ ten przedmiot chcę zdawać na maturze. 
6. Do końca roku dojść do 45 kg i utrzymać tą wagę, aby lepiej wyglądać na studniówce.

Na razie sześć, z czasem lista może się powiększyć.


BILANS
śniadanie: jogurt bananowy, bułka ze słonecznikiem.
obiad: pierogi ze szpinakiem.

nie najlepiej, nie najgorzej.






poniedziałek, 25 sierpnia 2014

ostatni tydzień..

...wakacji. Dlaczego to co piękne tak szybko się kończy?


bilans: mix sałat, pół papryki, 1 pomidor, pół małego jogurtu naturalnego.
SUMA: 198kcal

Dwa dni pod rząd żyję sałatką i nawet mi z tym dobrze. Na jutro w moim menu znajduję się tylko kawa, mam nadzieję, że dam radę,  przecież koniec wakacji tuż tuż.. trzeba jakoś ładne zacząć rok szkolny.

3majcie się chudo.








piątek, 22 sierpnia 2014

bułka dławi szczęście

Przez ostatnie dwie doby całe dnie spędzałam na świeżym powietrzu. Spalając przy tym kalorie pracą na działce. Wspominałam już o tym domku za miastem. Tym razem nie był on moją samotnią, oazą spokoju, miejscem do pozbierania wszystkich myśli z dala od zatłoczonego miasta, lecz trochę wyciskaczem sił. Ale przecież o to chodzi. Być w ruchu, mieć zajęcie, nie myśleć o jedzeniu, chudnąć..
jednak nie w moim przypadku. Pod okiem rodziców musiałam jeść normalne śniadanie, obiad i kolację. Jestem beznadziejna, bo nie znalazłam argumentów, żeby się z tego wypisać. O ile ze śniadaniem było prosto (jabłko albo owsianka) to z obiadem bywało gorzej. Niedobrze mi się robi na myśl o tych kluskach ze śmietaną czy innych cudach. Dwa dni. Przez dwa okropne dni pozwoliłam sobie zapomnieć o Anie i co? Teraz boję się spojrzeć w lustro, boję się wagi, że te cudowne cztery i osiem zniknęło. Nie. Na pewno się teraz nie zważę.

Dziś (wkońcu) wróciłam do siebie, do mojego zgiełku. Mojego miasta. Od razu wsiadłam w samochód  i wybrałam się na rajd zakupowy. Z przykrością, żalem i wstrętem do siebie patrzyłam na spodnie w numerze 34..nawet sobie przymierzyłam. Ha, kretynka. Taki ze mnie gruby prosiaczek, więc musiałam zadowolić się 36. Z upływem czasu i rosnącej ilości toreb, zaczął poprawiać mi się humor. Do tego stopnia, że wracając byłam już szczęśliwa i zmotywowana. Mam do czego dążyć. W końcu kupie sobie te cholerne spodnie w rozmiarze 34.. czy może nawet 32.. i może nawet w tym roku. Dobra bez 'może'. Napewno kupię sobie. (nawiasem mówiąc, bo muszę kocham mohito i mango, najlepsze sklepy ever, polecam)

bilans: kluski z siadłego mleka z przysmażoną cebulką, 2 gofry i bułki..
nieszczęsne bułki, muszę się z nich wyleczyć. Chciałam kompletnie wykreślić pieczywo ze swojego jadłospisu i przez większość czasu mi się to udaje, ale przychodzi też taki moment jak moja mama wraca z zakupów ze świeżymi, chrupiącymi jeszcze ciepłymi bułkami i jak mam się opanować?  Przepraszam Was, mam motywować, a coraz częściej zdażają mi się posty o moim załamaniu. Muszę wziąć się za siebie. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej i zmotywuje ładnym bilansem...jak na razie tylko ładne zdjęcia.

Trzymajcie się chudo..















poniedziałek, 18 sierpnia 2014

2 osoby więcej to już tłok

Dochodzę do siebie, po tych wszystkich akrobacjach mojego żołądka. Dzisiaj rodzice namawiali mnie, żebym poszła na badania, ale przekonałam ich, że czuję się o wiele lepiej niż w sobotę. Chociaż nie wiem jak się czuję. Trochę boję się nie jeść, bo nie chcę żeby ten ból wrócił.. a teraz gdy mam wszystkich w domu (bo i mama i tata mają urlop) będzie ciężko... Już tata pobrzdąkiwał, że jakaś taka chuda się zrobiłam ostatnio.

Bilans: 
płatki owsiane z mlekiem 180 kcal 
śliwki węgierki 23 kcal 
gotowany filet z kurczaka 95 kcal
SUMA: 298 kcal

+ czarna kawa, 1 herbata verdin fix






niedziela, 17 sierpnia 2014

Zniszczmy się nawzajem. Chodź. Będzie pięknie.


Bilans niedzielny: 
2 średnie ziemniaki w mundurkach, 50g gotowanego fileta z kurczaka, majeranek
+ kawałek ciasta ze śliwkami

waga: 48kg 
nadal... 
mogłam sobie darować to ciasto. 











wczoraj "umarłam"

ale zanim o moim przejściu na tamten świat, szybkie podsumowanie bilansu ostatnich dni:

piątek: 1 serek wiejski, pół papryki żółtej, kromka chleba razowego 
sobota: 1 kromka chleba białego z masłem 

i właśnie z tego masła należałoby się wyspowiadać. Żeby była jasność w normalnych okolicznościach bym tego nie zjadłam, ale sobotni poranek był dla mnie horrorem. Obudziłam się ze straszliwym bólem brzucha, wzięłam tabletkę i jak zawsze przy takich dolegliwościach wzięłam gorący prysznic długo polewając wodą brzuch. Ból znikał, ale tylko na parę minut. Czułam się coraz gorzej i wtedy 'zajął się' mną tata, kazał mi coś zjeść i dopiero potem wziąć tabletkę... tu właśnie pojawił się ten chleb z masłem, ledwo to przełknęłam, popiłam herbatą verdin fix i jakoś jakoś przeszło. Pół dnia czułam się dobrze, dopiero wieczorem ból wrócił. Skończyło się nocną wizytą na pogotowiu. I " umarłam. "



pain, 
pain everywhere
and
Get a grip is ten times harder 
than the smash.


Ale na szczęścia bądź nieszczęście wróciłam do żywych.
Dziś czułam się lepiej. Chyba.

_________________________________________________________

dzisiejszy bilans + waga w wieczornym poście, trzymajcie się chudzinki.

czwartek, 14 sierpnia 2014

egoistka

Koniec wakacji zbliża się wielkimi krokami, a ja przeszłam na baletnicę, by schudnąć szybko i dużo. Żeby od razu osiągnąć te 40kg, dojść do celu ostatecznego, mimo iż moje całe odchudzanie i moja ana zaczęła się z początkiem lata. Chciałam zrobić wielkie łał we wrześniu, usłyszeć 'ej, schudłaś?' ale dlaczego ja to robię? po co to zaczęłam? żeby zadowolić znajomych ze szkoły? Przecież nie obchodzi mnie ich opinia, przecież robię to dla siebie. Dla siebie, pragnę mieć chude nogi, płaski brzuch, wystające kości. Postanowiłam zwolnić.. mimo, iż dieta ta kusi -8kg/10dni to nie będę robić nic na siłę. 

Dzisiejszy bilans: 1 czarna kawa, 1 zielona herbata, 1 serek wiejski.

Dobrze, ale jak nie wyjdzie też będzie dobrze, przecież przede mną wiele miesięcy, dni, godzin..drogi do perfekcyjnego ciała. Przed wami też, zatem.. trzymajcie się mocno i nie dołujcie, nawet jak przyszedł gorszy dzień.. ależ melancholijny dziś nastrój miałam.

Dobranoc.





środa, 13 sierpnia 2014

replay

Wróciłam..ale tym razem nieszczęśliwa.


Spieprzyłam. Wytrzymałam tylko 4 dni. W sobotę było ognisko.. nie chciałam jeść, ale nie było jak siedzieć i patrzeć jak inni pieką i pochłaniają kiełbaski, popijając piwem, więc uległam.. trzem kromkom chleba. I od tego się zaczęło. Mogłam się już pożegnać z baletnicą. Przez dwa dni weekendu nie jadłam, ja się obżerałam. Jagodzianki, jajko na twardo, ciastko francuskie z serem... żeby było jeszcze lepiej praktycznie po każdym posiłku zwracałam i to było obrzydliwe. Wstydzę się tego. Nie chciałam tego do cholery, ale to robiłam.. chyba już tego nie kontroluję.



Postanowiłam, że w poniedziałek skończę z tym, ale śniadanie zaczęło się od świeżych, ciepłych jeszcze bułeczek z dżemem. I cały dzień mogłam spisać na straty. Było jak przed dietą. Jadłam normalnie, śniadanie-obiad-kolacja. Czułam się najedzona, ale to nie było dobre. Czułam się jeszcze gorzej. Fizycznie. Jakbym była chora. Zdałam sobie sprawę, że jedzenie nie sprawia, że czuję się zdrowa. Że mam przeświadczenie prawidłowego, zdrowego odżywiania, wręcz odwrotnie. Cały wieczór byłam osłabiona, nie miałam na nic sił. Tego dnia, mimo jedzenia wszystkich posiłków nie zwymiotowałam ani razu..ale nie wiem czy to była oznaka samokontroli czy po prostu nie miałam sił wstać z łóżka.

Od wczoraj nic nie jem i czuję się lepiej. Fizycznie. Tak. To jakiś obłęd, ale tak właśnie jest. Wczoraj polubiłam uczucie głodu. To na prawdę przyjemne. Gdy dzień dobiegał końca, pomyślałam o jedzeniu, ale w tym samym momencie przywołałam myśl 'jak czułam się w poniedziałek jedząc' i to wcale nie było przyjemne. Czułam wielki, ciężki brzuch. Czułam się gruba, chora, brzydka. Pomogło.




Teraz jakby replay baletnicy. Tym razem muszę wytrzymać te 10 dni. Przecież to tylko 10 dni.. bez dzisiaj to tylko 8 dni.

bilans z wczoraj: 3 filiżanki kawy, pół litra zimnej wody
bilans z dziś:  4 filiżanki kawy.

czwartek, 7 sierpnia 2014

3 dzień baletnicy

nogi czy parówki? moje ohydne balerony
48 kg

Feeling so easy
Make me skin and bones
I'm always on my knees for you
You break like it's even
When you're leaving and
Thin, where the hell have you been?














Znów wyjeżdżam, tym razem na dłuższy weekend, bo już jutro rano, Motylki drogie. Mam nadzieję, że wytrzymam do poniedziałku z baletnicą. I tak już jestem z siebie max dumna, że wytrzymałam te pierwsze dwa dni głodówki (z czym miałam wcześniej problemy), dzięki temu czuję, że mam więcej siły do walki.. a dzisiejsze 48kg ujrzane na wadzę... 



BILANS: 2 czarne kawy, 1 litr wody zimniusiej z lodówki, 1 serek wiejski.


nie widać moich parówek. dzięki Ci spódnico maxi 



3macie się chudo!

środa, 6 sierpnia 2014

Spadam

niestety nie z wagi, chociaż.. sama nie wiem. Nie ważyłam się, ale mam wrażenie, że teraz idzie o wiele ciężej niż na początku. Te pierwsze 4kg zniknęły nie wiadomo kiedy. Teraz o każdy kilogram walczę. Każdy kilogram to bitwa. Na razie wygrałam tylko jedną. A przede mną jeszcze dużo, dużo bitew o te 40 kg na wadzę.

Dobra przejdę do rzeczy 2 dzień baletnicy wyszedł dobrze. Dzięki wam, bo trzymałyście kciuki (DZIĘKI ♥) nie zjadłam tych pieprzonych ciastek ani rurek, chociaż mnie ściskało, ssało i nie wiadomo co jeszcze.

BILANS: 2 czarne kawy, 1 herbata earl grey, 1 szklanka wody z lodem.

Przede mną przepaść. Wielka, czarna dziura głodu.. z którym o dziwo sobie radzę. Jutro czas na twarożek, ale jak tak dobrze idzie mi ta baletowa głodówka to jeszcze ją przeciągnę? Zobaczymy jutro.

3majcie się chudzinki!



jedzenie jest słabością


 Jedzenie jest słabością, a ty przecież nie chcesz być słaba.

 Wszystko czego nie zjesz sprawi, że będziesz bliżej ideału.


kawa, papierosy, chill. dam radę. 


Czujesz, że panujesz nad jedzeniem, nad sobą, nad swoim ciałem, że masz siłę.

i najważniejsze CHUDSZA ZNACZY LEPSZA. 





Trzymajcie się chudo!
Ps. wrześniowe ELLE już w sprzedaży.


wtorek, 5 sierpnia 2014

chude modelki ciągle w modzie

Chude modelki ciągle w modzie są
W kółko na głodzie chodzą, mało śpią
Ty jesteś taka moja mała Kate Moss 
Kochanie wytrzyj nos













Może zacznę od złych wieści.
Wczoraj miał być 1 dzień baletnicy i nic z tego nie wyszło. Przyszła moja mama wcześniej z pracy i musiałam zjeść obiad, jeszcze chciała mi wciskać placki ziemniaczane, ale na szczęście się wymigałam.

Teraz dobre wieści.
Dziś był piękny pierwszy dzień baletnicy.
Bilans: 2 kawy, 1 szklanka wody z lodem.
co najlepsze czuję się teraz świetnie, nie jestem głodna, nawet nie myślę o jedzeniu. Chcę żeby ten stan trwał wiecznie. Jeszcze tylko jutro wytrzymać z kawą i przejdziemy płynnie do twarożku.. a potem z ziemniakami to już połowa za mną, a potem... a potem będę chudsza. lżejsza. lepsza. Na razie się nie ważę. Mam zamiar dopiero po tych 10 dniach wejść na wagę i liczę, że osiągne którykolwiek z tych celów  ----->


Jutro wyzwanie. Przychodzi do mnie koleżanka 'na kawkę i ciastko' nie mam w domu żadnych słodyczy, więc poprosiłam mamę, żeby kupiła jakieś małe co nie co.. a przyszła z siatą wafelków, rurek i jakiś delicji. Wspaniale. Leżą teraz niedaleko mnie i czekają na jutro. Boże mam nadzieję, że nie tknę z tego nic. Boże mam nadzieję, że M. jak przyjdzie zje to wszystko. Trzymajcie kciuki, proszę.






poniedziałek, 4 sierpnia 2014

w 10 dni nowe życie?

Dwa dni z dala od ludzi, tłoku miasta. Tylko przyroda.. wkoło jedynie sady owocowe. Wypad za miasto udany, odpoczęłam fizycznie, ale czy psychicznie? W nocy wyszłam na dwór, by obserwować gwiazdy. Nawet nie wiem jak mi szybko zleciały dwie godziny. Zawsze w głowie mam tysiąc myśli na minutę, ale teraz było inaczej. Kompletnie o niczym nie myślałam, o nic się nie martwiłam, to cudowne uczucie.. błogości.
A z takich przyziemnych spraw.. przez te dwa dni, nie jadłam dużo, nie jadłam mało, jadłam średnio.


W nowy tydzień wchodzę z nową dietą. Na pewno o niej słyszałyście.. mianowicie dieta baletnicy. Czytałam o niej sporo w necie podobno w 10 dni można schudnąć nawet 8kg, czyż nie cudownie? Ciekawe ile mi się uda.

A oto plan działania:

1 i 2 dzień - jedynie woda, herbata zielona, kawa z łyżeczką cukru, bez mleka. (w zasadach jest bez cukru, ale chyba nie dam rady gorzkiej pić)
3 i 4 dzień - twarożek
5 i 6 dzień - gotowane młode ziemniaczki w mundurkach
7 i 8 dzień - gotowane filet z kurczaka
9 i 10 dzień - w zasadach są warzywa bez ograniczeń najlepiej zielone czy pomidory








za inspiracje dietą dziękuję ana spiracle. 

sobota, 2 sierpnia 2014

Bez odwrotu

miało być pięknie..wyszło jak zawsze.

Zaczynałam ten post wczoraj wieczorem, ale nie dałam rady napisać czegokolwiek. Bo co mam napisać, że po pierwszym zdaniu odłożyłam laptopa, by iść i zwyrócić ciastka wiśniowe, które zjadłam o 20? Czy może to, że do 15 nic nie jadłam, ale potem wyszłam z koleżanką i uległam amerykańskim naleśnikom z owocami polanymi polewą, które zresztą po powrocie do domu też zwróciłam?

Nienawidzę siebie.
Obiecałam Wam, że podziele się dzisiejszymi wymiarami i wagą.. robię to z wielkim trudem, ale..
udo:49cm pas:75,5 talia:57,5
waga:49kg


Mimo, iż na wadzę stabilnie pojawiła się czwóreczka z przodu wcale mnie to nie cieszy. Pierwszy dzień sierpnia mogę zaliczyć do czarnej listy mojej diety. Ponadto uda na których mi najbardziej zależy nadal są gigantyczne, po ćwiczeniach z Mel B może trochę mniej obwisłe i galaretowane, ale miarka mówi nadal brutalną prawdę.. pragnę mieć trzydzieści parę centymetrów w udach, ach.. Czy dzisiaj będzie lepiej? Żyć się nie chcę.




Postanowiłam wyjechać na weekend do domku za miastem.. muszę w samotności odpocząć, przemyśleć, znaleźć w sobie siłę, motywację, bo jak na razie czuję się fatalnie. Mam pomysł  na nową, skuteczną dietę, ale szybko kończę post, pakuje się i jadę.. miałam pojechać samochodem, ale chyba lepszy będzie rower. 

Trzymajcie się te dwa dni. Wierzę, że przynajmniej Wy schudniecie. 

do poniedziałku Motyle.


smutna.. po prostu K