piątek, 22 sierpnia 2014

bułka dławi szczęście

Przez ostatnie dwie doby całe dnie spędzałam na świeżym powietrzu. Spalając przy tym kalorie pracą na działce. Wspominałam już o tym domku za miastem. Tym razem nie był on moją samotnią, oazą spokoju, miejscem do pozbierania wszystkich myśli z dala od zatłoczonego miasta, lecz trochę wyciskaczem sił. Ale przecież o to chodzi. Być w ruchu, mieć zajęcie, nie myśleć o jedzeniu, chudnąć..
jednak nie w moim przypadku. Pod okiem rodziców musiałam jeść normalne śniadanie, obiad i kolację. Jestem beznadziejna, bo nie znalazłam argumentów, żeby się z tego wypisać. O ile ze śniadaniem było prosto (jabłko albo owsianka) to z obiadem bywało gorzej. Niedobrze mi się robi na myśl o tych kluskach ze śmietaną czy innych cudach. Dwa dni. Przez dwa okropne dni pozwoliłam sobie zapomnieć o Anie i co? Teraz boję się spojrzeć w lustro, boję się wagi, że te cudowne cztery i osiem zniknęło. Nie. Na pewno się teraz nie zważę.

Dziś (wkońcu) wróciłam do siebie, do mojego zgiełku. Mojego miasta. Od razu wsiadłam w samochód  i wybrałam się na rajd zakupowy. Z przykrością, żalem i wstrętem do siebie patrzyłam na spodnie w numerze 34..nawet sobie przymierzyłam. Ha, kretynka. Taki ze mnie gruby prosiaczek, więc musiałam zadowolić się 36. Z upływem czasu i rosnącej ilości toreb, zaczął poprawiać mi się humor. Do tego stopnia, że wracając byłam już szczęśliwa i zmotywowana. Mam do czego dążyć. W końcu kupie sobie te cholerne spodnie w rozmiarze 34.. czy może nawet 32.. i może nawet w tym roku. Dobra bez 'może'. Napewno kupię sobie. (nawiasem mówiąc, bo muszę kocham mohito i mango, najlepsze sklepy ever, polecam)

bilans: kluski z siadłego mleka z przysmażoną cebulką, 2 gofry i bułki..
nieszczęsne bułki, muszę się z nich wyleczyć. Chciałam kompletnie wykreślić pieczywo ze swojego jadłospisu i przez większość czasu mi się to udaje, ale przychodzi też taki moment jak moja mama wraca z zakupów ze świeżymi, chrupiącymi jeszcze ciepłymi bułkami i jak mam się opanować?  Przepraszam Was, mam motywować, a coraz częściej zdażają mi się posty o moim załamaniu. Muszę wziąć się za siebie. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej i zmotywuje ładnym bilansem...jak na razie tylko ładne zdjęcia.

Trzymajcie się chudo..















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki, że jesteś. :)